Pozwolimy sobie zamieścić fragment relacji naszego tangowego kolegi
Janusza Tworzyńskiego z jednej z warszawskich milong, a dotyczacy spraw nieco bardziej ogólnych.
"... my w Polsce nie potrafimy tańczyć w małej przestrzeni i w ciasnocie. Pomija rozmaitych pajaców, którzy trafiają się niemal wszędzie i wywijają „figury”. Chodzi tu o powszechną sytuację „ludzi dobrej woli”, którzy chcą poruszać się bezkolizyjnie ale mają problemy techniczne z utrzymaniem „sklejonego” abrazo dającego szansę na precyzję ruchu pary oraz z ciasnym i niskim – przy podłodze - prowadzeniem stóp. Patrząc z boku wygląda to tak, że partner co chwila – aby się wyrobić – wciąga gubiącą mu się, odklejającą się partnerkę pod pachę, albo przy pomocy siły rąk stara się nadać bezkolizyjny kierunek, często wystawiając tu łokieć, a tam wyciągniętą rękę prowadzącą. Partnerki za to robią pivoty z wysuniętą do tyłu lub do przodu nogą często zgiętą jeszcze w kolanie (zamiast trzymać ją bezpiecznie przy kostce) albo wprost wykorzystują pivot aby sobie zrobić voleo na własnej energii i to często z obcasem na wysokości kolan okolicznej ludności. Partnerki mają też tendencję do zbyt szybkiego stawiania i obciążania wolnej stopy, co partnerowi bardzo utrudnia precyzyjne wstawianie jej w chwilowo wolną przestrzeń. Może zresztą jest to też po trosze skutek zbyt mało stopniowego wyprowadzania kroku przez partnerów…
Dodatkowym problemem wydaje mu się też to, że większość z nas nie ma wystarczającego repertuaru rozwiązań użytecznych w ciasnej przestrzeni. Piszący te refleksje z pewnością sam nie czuje się z tym swobodnie. W Buenos – na nieprawdopodobnie zatłoczonych milongach – powszechne jest tańczenie całego utworu na długości kilku metrów, a tancerze w tym czasie korzystają z nieskończonego repertuaru zmian ciężaru ciała w miejscu, mikro kroczków (na ćwierć długości stopy), krzyżyków, krótkich półkroków dostawianych, kroków pogłębianych na kilka bitów, parakroczków „symulowanych” (bez przeniesienia ciężaru), bardzo powolnych pivotów i obrotów w miejscu, ozdobników robionych na podłodze (bez unoszenia stóp ponad kostkę) itd. Nam brakuje „narzędzi”. Nie wiem czego uczą instruktorzy w Polsce ale z pewnością – jeśli chcemy bawić się u Wilka albo w Una Emocion - powinni większą wagę przywiązywać do technik użytecznych w takich miejscach. Jeśli oczywiście sami to w ogóle potrafią, co niestety nie jest oczywiste..."